niedziela, 25 kwietnia 2010
Człowiek a Obywatel
sama próba rozróżneinia jakosciowego tych dwu pojęć wydaje się pomysłem chybionym. Nie mniej zrobię to, bo jestem (po lekturze Tocquevillea i Thoreaua) bardzo mocno przekonany o tej różnicy: nie można być jednocześnie i dobrym obywatelem i człowiekiem. dobry obywatel, to ktoś, kto służy swojemu krajowi, swoim współobywatelom, realizując wcześniej przez tradycję bądź administrację wyznaczone potrzeby. mówi sie wtedy o nim że "uczciwie pracuje" czasami że jest "dobrym urzędnikiem" czy właśnie "dobrym człowiekiem". Cóż za pomylenie terminów! Człwoiekiem można być tylko w tedy gdy będzie się chciało poznać siebie,świat w którym sie żyje, okolice, myśli dzieła. Nie trzeba tego robić w formie protestu czy buntu, nie. Można być jednocześnie urzędnikiem - jednak to nie praca czy jej "uczciwość tworzy człowieka. Staje sie on dopiero w momencie, gdy zapragnie wykorzystać te cech, które odróżniają go - jak pisze Thoreau - od kupki śmieci czy konia. Ja na razie nie będę tak drastyczny w punkcie dojścia jak Thoreau - wystarczy mi apel o namysł nad możliwościami, które daje nam bycie człowiekiem. nie marnujmy ich. a leszcze byćie człwoiekiem w Europie!
poniedziałek, 19 kwietnia 2010
W istocie bycie profesorem, naukowcem, intelektualistą z prawdziwego zdarzenia nie jest niczym nadzwyczajnym. przy splocie sprzyjających okoliczności zostaje się człowiekiem posiadającym pewien konkretny, potrzebny, wykorzystywany zasób wiedzy, a okoliczności pozwalają wiedzę tą rozpowszechniać, czy dzielić się nią z innymi, będąc tym samym dla nich przydatnym. nierzadko wiedza taka, umiejętności, są wtedy wcale nie źle opłacane. nierzadko też, możliwość rozpowszechniania tej wiedzy daje takiemu naukowcowi okazję to podróży po świecie, po półświatkach akademickich i innych. i oby tych "innych" było jak najwięcej.
gdy jednak było się pozbawionych sprzyjających okoliczności, pozostaje się z pewną konkretna wiedzą, która traktowana jest jednak przez samego posiadającego jako wiedza rzemieślnicza. jako pewien fach, pewna profesja, którą sie posiadło i dzięki której możliwe jest życie na wyższym poziomie niż przeciętne. Jednak taki naukowiec sam nie będzie potrafił przetransponować swojej wiedzy w medium pozwalające mu poznawać coraz szerzej świat a przez to co raz bardziej go rozumieć. jest to tragedia intelektualistów bez powołania, bez misji i ambicji, których niestety coraz więcej.
czytanie trzech książek tygodniowo nie jest wysoko postawioną poprzeczką. nie jest osiągnięciem. od któregoś przeczytanego wolumenu wiedza w nich zastana zaczyna sie powtarzać co dział jak przypadkowe repetytoria, pozwalające utrwalać fakty i tworzyć ciągi wynikowe. Naprawde, mechaniczne zdobywanie wiedzy nie jest wyzwaniem na miarę XXI wieku. Wyzwaniem jest zdobywać ją w sposób wynoszący i doceniający nasze człowieczeństwo. W tym momencie za sposób życia oddający hołd człowieczeństwu uznaję samą próbę zrozumienia świata i człowieka. Nie jest to oczywiście jedyny sposób, a w ramach próby jego realizacji możliwych jest wiele dróg. Jednak bez poznawania świata i empirycznego poznawania ludzi, odpowiedź na pytanie o człowieka jest chyba nie możliwa.
I naprawdę, o wiele trudniej jest podjąć wyzwanie "poznawania świata" niż stać sie profesorem. Tym bardziej, że sama chęć poznania świata wypływa naogół ze świadomości jego wielkiej różnorodności - obranie drogi "naukowca" często wynika z bezmyslnego dryfowania.
---------------
W tym miejscu dotykamy niezwykle ważkiego problemu, który tylko zaznaczę: jakości polskiej kadry naukowej. w większości niestety, są to ludzie, którzy mają tą pracę, bo nie mają innej. równie dobrze mogli by uprawiać kowalstwo artystyczne. Nie zakładam z góry, że to źle. nie zakładam z góry że praca intelektualna powinna cieszyć sie większym prestiżem niż inne zajęcia, choć ciągle wierzę że idee zmieniają rzeczywistość bardzo często w szerokim wymiarze, a kształt bramy jeszcze takiego zasięgu oddziaływania nie ma. dlatego z pewnością należy przemyśleć rolę intelektualistów w naszym życiu, a później ich jakość i CO NAJMNIEJ mieć nasze profesorstwo na bacznej uwadze.
gdy jednak było się pozbawionych sprzyjających okoliczności, pozostaje się z pewną konkretna wiedzą, która traktowana jest jednak przez samego posiadającego jako wiedza rzemieślnicza. jako pewien fach, pewna profesja, którą sie posiadło i dzięki której możliwe jest życie na wyższym poziomie niż przeciętne. Jednak taki naukowiec sam nie będzie potrafił przetransponować swojej wiedzy w medium pozwalające mu poznawać coraz szerzej świat a przez to co raz bardziej go rozumieć. jest to tragedia intelektualistów bez powołania, bez misji i ambicji, których niestety coraz więcej.
czytanie trzech książek tygodniowo nie jest wysoko postawioną poprzeczką. nie jest osiągnięciem. od któregoś przeczytanego wolumenu wiedza w nich zastana zaczyna sie powtarzać co dział jak przypadkowe repetytoria, pozwalające utrwalać fakty i tworzyć ciągi wynikowe. Naprawde, mechaniczne zdobywanie wiedzy nie jest wyzwaniem na miarę XXI wieku. Wyzwaniem jest zdobywać ją w sposób wynoszący i doceniający nasze człowieczeństwo. W tym momencie za sposób życia oddający hołd człowieczeństwu uznaję samą próbę zrozumienia świata i człowieka. Nie jest to oczywiście jedyny sposób, a w ramach próby jego realizacji możliwych jest wiele dróg. Jednak bez poznawania świata i empirycznego poznawania ludzi, odpowiedź na pytanie o człowieka jest chyba nie możliwa.
I naprawdę, o wiele trudniej jest podjąć wyzwanie "poznawania świata" niż stać sie profesorem. Tym bardziej, że sama chęć poznania świata wypływa naogół ze świadomości jego wielkiej różnorodności - obranie drogi "naukowca" często wynika z bezmyslnego dryfowania.
---------------
W tym miejscu dotykamy niezwykle ważkiego problemu, który tylko zaznaczę: jakości polskiej kadry naukowej. w większości niestety, są to ludzie, którzy mają tą pracę, bo nie mają innej. równie dobrze mogli by uprawiać kowalstwo artystyczne. Nie zakładam z góry, że to źle. nie zakładam z góry że praca intelektualna powinna cieszyć sie większym prestiżem niż inne zajęcia, choć ciągle wierzę że idee zmieniają rzeczywistość bardzo często w szerokim wymiarze, a kształt bramy jeszcze takiego zasięgu oddziaływania nie ma. dlatego z pewnością należy przemyśleć rolę intelektualistów w naszym życiu, a później ich jakość i CO NAJMNIEJ mieć nasze profesorstwo na bacznej uwadze.
czwartek, 15 kwietnia 2010
żałoba narodowa zabije nam najlepszą młodzież
co ja widzę na ulicach warszawy? pijanych studentów germanistyki pokotem pokładających się po krawężnikach po spożyciu piwa. i pewnie nie tylko. bełkoczących cos od rzeczy. pijanych studentów uniwersytetu gdańskiego i paru innych uczelni gdzie ogłoszono żałobę i odwołano zajęcia do końca tygodnia. to bardzo dobrze, że nasza młodzież jeszcze umie sie bawić, bo czasami w to zaczynałem wątpić, ale ktoś tę elitę musi przecież zastąpić ;)
środa, 14 kwietnia 2010
Marks wierzył, że kapitalizm musi upasc pod ciężarem własnych sprzeczności, a wtedy wszyscy burżuje z radoscią dołączą sie do proletariatu, poprostu sie z nim zasymiluja. mieli chciać tego, widząc jakie wspaniałe życie wiodą robotnicy z resztą ludności w solidarnych, szczęśliwych społecznościach.
Dziwne, że tak inteligentny człowiek wierzył, że ludzie posiadający pieniadze i władze będą chcieli pozbyć sie dobrowolnie (na skutek teoretycznie zarysowanej "konieczności dziejowej") tylko po to by współtworzyć nowy ład. Wszak człowiek raczej nie jest skory do zmain, szczególnie kiedy mu życie w miarę odpowiada.
Nadzieja, że samoistnie nastąpi jakakolwiek zmiana, jest zawsze wyzsana z palca. trzeba ją albo sprowokować, albo liczyć na zewnętrzne czynniki, które mimochodem same do zmiany doprowadzą. człowiek, szczególnie wygodnicki (a i bogaty) nie chętnie będzie poddawał się wysiłkowi jakim jest właśnie zmiana.
Dziwne, że tak inteligentny człowiek wierzył, że ludzie posiadający pieniadze i władze będą chcieli pozbyć sie dobrowolnie (na skutek teoretycznie zarysowanej "konieczności dziejowej") tylko po to by współtworzyć nowy ład. Wszak człowiek raczej nie jest skory do zmain, szczególnie kiedy mu życie w miarę odpowiada.
Nadzieja, że samoistnie nastąpi jakakolwiek zmiana, jest zawsze wyzsana z palca. trzeba ją albo sprowokować, albo liczyć na zewnętrzne czynniki, które mimochodem same do zmiany doprowadzą. człowiek, szczególnie wygodnicki (a i bogaty) nie chętnie będzie poddawał się wysiłkowi jakim jest właśnie zmiana.
czwartek, 8 kwietnia 2010
Polskie elity wyzwolono-liberalne są obrośniete w kompleksy od stóp
do głów. Zarowno w kompleks Rosji-wielkiego wschodniego sasiada, jak
i Unii Europejskiej-niedosciglego wzorca do ktorego trzeba sie
czympredzej upodobnic. Dobre kontakty, a wrecz przyjazn polsko-
rosyjska jest rzeczą ważna i nalezy starac sie dzialac w taki sposob
by nasze bilateralne stosunki byly jak najlepsze. Dobre wspolistnienie
w gronie rodziny krajow europejskich jest nie mniej wazna, a decyzja
ta zostala podjeta juz w pierwszym tysiacleciu naszej ery gdy chrzest
Polska przyjela z Zachodu (albo przechzcila sie z obrzadku
wschodniego). Jestesmy czwscia Europy, chcemy tego i nie wiele moze
ten fakt zmienic. Jednak napastliwe, na sile wymuszane gesty
przyjazni, badz infantylne interpretowanie pewnych wydazen w sposob
batdziej optymistyczny niz by na to wskazywala racjonalnosc trzezwego
umyslu politycznego, nie zblizy nas ani do naszych ewentualnych
przyjaciol Rosjan, ani nie zapewni nam adekwatnego do naszych
oczekiwan miejsca w Unii. Dzisiejsza notka na pierwszej stronoe Gazety
Wyborczej autorstwa Adama Michnika jest przykladem infantylnej nadziei
nie popartej faktami. Michnik oglasza koniec "klamstwa katynskiego" i
wieszczy juz tylko zlote lata w kontaktach polsko-rosyjskich. Po
pierwsze jet to myslenie zyczeniowe, po nawet jesli oczekiwania
Redaktora co do postawy Rosjan wobec zbrodni katynskiej zostaly
spelnione, to jednak wielu Polakow wciąż czuje niedosyt i tak
przedstawionej skruchy nie uznają za wystarczajacą. Po drugie
wyraznie widac ze Moskwa ze swery gestow historycznych i
ideologicznych przenisla sie na dzialania geopolityczne i gospodarcze
- najlepszym na to przykladem jest rozpoczeta wlasnie budowa gazociagu
polnocnego. Ani Unia, ani Rosja nie uznały Polski za na tyle ważnego
partnera, by ekonomicznie nieplacalną i politycznie szkodliwa
inwestycje na dnie Baltyku zamienic na tansza i bespieczna dla Polski
a ponadto integrujacą Europe budowe londową.
Nalezy sie cieszyc z okazanych gestów i miec nadzieje na trwala
poprawę stosunków. W tym punkcie sie z Michnikiem zgadzam. Nie moge
natomiast przebolec slepoty huraoptymistycznej postawy, ktorej
konsekwencje, jak kazdej mylnej interpretacji faktow, moga byc
oplakane. Na polskiej arenie publicznej brakuje niestety wywazonych
komentarow, ktorzy cieszac sie z sukcesow nie zapominali by o mnogosci
problemow, ktore mimo wszystko zostają.
do głów. Zarowno w kompleks Rosji-wielkiego wschodniego sasiada, jak
i Unii Europejskiej-niedosciglego wzorca do ktorego trzeba sie
czympredzej upodobnic. Dobre kontakty, a wrecz przyjazn polsko-
rosyjska jest rzeczą ważna i nalezy starac sie dzialac w taki sposob
by nasze bilateralne stosunki byly jak najlepsze. Dobre wspolistnienie
w gronie rodziny krajow europejskich jest nie mniej wazna, a decyzja
ta zostala podjeta juz w pierwszym tysiacleciu naszej ery gdy chrzest
Polska przyjela z Zachodu (albo przechzcila sie z obrzadku
wschodniego). Jestesmy czwscia Europy, chcemy tego i nie wiele moze
ten fakt zmienic. Jednak napastliwe, na sile wymuszane gesty
przyjazni, badz infantylne interpretowanie pewnych wydazen w sposob
batdziej optymistyczny niz by na to wskazywala racjonalnosc trzezwego
umyslu politycznego, nie zblizy nas ani do naszych ewentualnych
przyjaciol Rosjan, ani nie zapewni nam adekwatnego do naszych
oczekiwan miejsca w Unii. Dzisiejsza notka na pierwszej stronoe Gazety
Wyborczej autorstwa Adama Michnika jest przykladem infantylnej nadziei
nie popartej faktami. Michnik oglasza koniec "klamstwa katynskiego" i
wieszczy juz tylko zlote lata w kontaktach polsko-rosyjskich. Po
pierwsze jet to myslenie zyczeniowe, po nawet jesli oczekiwania
Redaktora co do postawy Rosjan wobec zbrodni katynskiej zostaly
spelnione, to jednak wielu Polakow wciąż czuje niedosyt i tak
przedstawionej skruchy nie uznają za wystarczajacą. Po drugie
wyraznie widac ze Moskwa ze swery gestow historycznych i
ideologicznych przenisla sie na dzialania geopolityczne i gospodarcze
- najlepszym na to przykladem jest rozpoczeta wlasnie budowa gazociagu
polnocnego. Ani Unia, ani Rosja nie uznały Polski za na tyle ważnego
partnera, by ekonomicznie nieplacalną i politycznie szkodliwa
inwestycje na dnie Baltyku zamienic na tansza i bespieczna dla Polski
a ponadto integrujacą Europe budowe londową.
Nalezy sie cieszyc z okazanych gestów i miec nadzieje na trwala
poprawę stosunków. W tym punkcie sie z Michnikiem zgadzam. Nie moge
natomiast przebolec slepoty huraoptymistycznej postawy, ktorej
konsekwencje, jak kazdej mylnej interpretacji faktow, moga byc
oplakane. Na polskiej arenie publicznej brakuje niestety wywazonych
komentarow, ktorzy cieszac sie z sukcesow nie zapominali by o mnogosci
problemow, ktore mimo wszystko zostają.
Lukass
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)
